☐ Andrzej Lorbiecki – incydenty graniczne
W lutowym numerze „Chojniczanina” z roku 2018, pisałem o incydentach granicznych na terenie placówki Straży Granicznej w Charzykowie1. Przeszukując własne materiały archiwalne o całkowicie odmiennej tematyce, natknąłem się na ciekawe zapiski, które po powiązaniu w jedną całość, pokazują mało znany incydent graniczny a jednocześnie losy wcześniej nie znanego podchorążego Wojska Polskiego.
Wprowadzeniem do całej historii okazał się autoryzowany odpis losów chojnickiego harcerza z drużyny nr 47 który posiadam we własnych zbiorach2 . Wspomniany harcerz miedzy innymi napisał: – Pamiętam taką scenę z na-szych sierpniowych wędrówek nad jezioro w Charzykowie. Otóż na pewnym odcinku szosy, gdzie rów z lewej strony był już granicą polsko – niemiecką. Tam również do tego rowu przylegało gospodarstwo rolne niemieckie i taka wiejska karczma3 do której wejście od strony szosy, a więc od strony polskiej było zamknięte. Ten wiejski sklep czy karczma była jednak czynna o czym świadczyły niewiadomo dlaczego, skierowane na polską stronę tablice reklamowe różnych wyrobów i papierosów. Przecież Niemcy tych reklamówek czytać nie mogli, bo gdyby chcieli, to by musieli wyjść na szosę, która jednak całą szerokością była polska, więc drażnili tymi napisami Polaków, którzy z tej szosy bez ograniczeń korzystać mogli 4.
Na tej polskiej szosie jeździł w tamtych miesiącach samochód marki „Mercedes” z rejestracją miasta Łodzi, często w tym miejscu obok karczmy pod pozorem przeglądu samochodu przystawał. Widywaliśmy go również w mieście w Chojnicach, nieraz w Charzykowie. Jako harcerze zwróciliśmy na to uwagę i nasze spostrzeżenia przekazaliśmy plut. podchorążemu, który pełnił służbę z żołnierzami przy kozłach hiszpańskich w pobliżu zabudowy gospodarza niemieckiego, gdzie szosa w razie potrzeby mogła być natychmiast przegrodzona. Opowiedzieliśmy mu gdzie ten Mercedes się zatrzymuje, który tą drogą codziennie przejeżdżał. Otóż ten dowódca plutonu nocował z żołnierzami w gospodarstwie przyległym do szosy, którego właściciel nazywał się Doks i był Niemcem. Powiedział nam, że ten pan z Mercedesem korzysta z urlopu i ma zezwolenie Starostwa z Chojnic na przebywanie również w pasie granicznym.
Jakie było nasze zdziwienie, kiedy we wrześniu pod nadzorem Niemców zasypywaliśmy rowy strzeleckie i umocnienia polskie w tym rejonie. Zobaczyliśmy ponownie tego pana i jego Mercedesa, jednak tym razem już na rejestracji niemieckiej. Na tabliczce przede numerami były litery IA. Teraz widywaliśmy go w otoczeniu Niemców w długich butach i jednego oficera niemieckiego w mundurze w szarym kolorze, jak to im – swoim gościom coś pokazywał wskazując ręką na pola, na których ciągnął się pas obrony polskich żołnierzy, może się chwalił teraz, że to jego zasługą było, by Niemcy też za granicą wiedzieli dokładnie, jak to tu wszystko było na wojnę przygotowane i dlatego w dniu 1 września 1939 r. tego umocnionego pasa obrony polskiej Niemcy od czoła nie atakowali.
Ich pierwsza ofiara padła na szosie – a było to na tej szosie z Człuchowa do Chojnic. Przy tej szosie znajdował się majątek Topole. Majątek ten, jak większość przygranicznych majątków, należał również do Niemca. W odległości około 500 metrów w kierunku miasta, szosa była przegrodzona zaporą przeciwpancerną. Jeżeli dodamy, że dopiero za tą zaporą znajdował się łamany, zygzakowaty rów strzelecki łatwo się domyśleć, że to główny pas obrony miasta Chojnice. Niemcy prawdopodobnie na pamiątkę rozpoczęcia wojny z polską, postanowili żołnierzowi niemieckiemu, który poległ przy przekroczeniu granicy polskiej w tym właśnie miejscu urządzić stały grób, przy szosie na przeciwko tego majątku. Żołnierz ten miał na swoim krzyżu dokładnie opisaną historię zgonu5. Dla nas najciekawsze było stwierdzenie, że poległ przed godz. 5-tą rano w dniu 1 września 1939 roku, przy przekraczaniu granicy polskiej. Według nas harcerzy tego niemieckiego żołnierza musiał zastrzelić ktoś z wycofujących się strażników lub celników. Przecież ci ludzie musieli trwać na posterunku do końca…)
(…Dla ścisłości historycznej trzeba podać to, że był to dziwny obraz. Niemcy swojemu żołnierzowi urządzili grób – to był ich przywilej, a nam młodzieży harcerskiej zaciągniętej przymusowo do zasypywania rowów strzeleckich, przyszło wygrzebać z ziemi i pogrzebać drugi raz ciała żołnierzy polskich. Naszych żołnierzy po paru dniach od ich śmierci żołnierskiej, tylko przewieziono na cmentarz przy szosie Kościerskiej i tam ułożono ich w jednej wspólnej mogile, ale bez żadnych ozdób i opisania…)
(… Jak już wspominałem w innym miejscu, to tam na szosie bytowskiej straż pełnił plut. podchorąży, który stał kwaterą u Doksa i jego to zadaniem było zaryglować to wejście do miasta na wypadek wojny z Niemcami. Jego nie spotkałem już po zajęciu Chojnic przez Niemców, ale mogłem się dowiedzieć co się z nim stało. Otóż około roku po napaści Niemców na Polskę, w Chojnicach ukazało się w kilku punktach miasta urzędowe ogłoszenie, z którego treści wynikało co następuje: temu plut. podch. zarzucano to, że zmuszając tę rodzinę niemiecką Doksa do ewakuacji w dniu 1 września 1939 roku użył broni w wyniku czego jeden z członków tej rodziny został zabity, za co sąd Niemiecki skazał tego żołnierza rodem
z Częstochowy na karę śmierci i że taki wyrok na nim wykonano. Ta informacja dla nas była bardzo przygnębiająca, bo tego żołnierza znaliśmy – tyle razy w lipcu i sierpniu w drodze do Charzykowa i z Charzykowa przechodziliśmy przez jego posterunek na szosie…).
Po przeczytaniu tych wspomnień, przypomniałem sobie, że w swoich zbiorach posiadam kopię pożegnalnego listu do rodziny, podchorążego Jana Jeki z Karlikowa, który to we wrześniu 1939 roku, dowodził drużyną piechoty w rejonie walk o Chojnice. Skojarzyłem te fakty i jestem przekonany, że chodzi tutaj o tę samą osobę.
Podchorąży Jan Jeka w pierwszym dniu wojny otrzymał meldunek od swoich podkomendnych, że na tyłach jednostki jakiś osobnik daje podejrzane znaki świetlne latarką ręczną, na pewno przeznaczone dla niemieckiego lotnictwa wojskowego. Bez zwłoki wydał rozkaz schwytania i zlikwidowania, jak się okazało, niemieckiego dywersanta6. Był nim syn właściciela majątku ziemskiego z okolic Chojnic o nazwisku Fusch7. Po kapitulacji wrześniowej podchorąży Jeka wzięty został do niewoli niemieckiej. Tam został rozpoznany przez Niemca z Chojnic, który zameldował władzom o wydarzeniu
z 1 września 1939 roku. Jeka został na skutek tego wydany tajnej policji państwowej (Gestapo przyp. A.L.) i przywieziony do Gdańska. Skazany przez sąd specjalny 19 grudnia 1940 roku na karę śmierci, został kilka miesięcy później rozstrze-lany8 .
List podchorążego Jana Jeki pisany z więzienia w Królewcu 3 listopada 1941r. do rodziców w Dziemianach koło Chojnic. Myślę że warto go przytoczyć w całości:
„Kochani rodzice! Oto jest ostatni list, który do was piszę. Kiedy list ten otrzymacie. Ja nie będę już istniał między żywymi. Jutro, we wtorek dnia 4 listopada o godz. 6.00 skończy się moje życie. Moje rzeczy i zegarek kazałem przesłać na Wasz adres. Nie zasmucajcie się wcale, gdyż ja przygotowałem się już dobrze do mej ostatniej drogi. Niechaj wszyscy krewni i znajomi dowiedzą się o moim losie, jestem zupełnie opanowany. Będę się tam wstawiał za Was moimi modła-mi, abyście również do nieba przyszli. Dziękuję Panu Bogu za to, że pozwolił mi przed śmiercią przyjąć Sakramenta św.
Nie obawiam się niczego, bo żyłem tak, jak Bóg tego od nas wymaga. Ty mówiłaś mi często, że umrę inaczej niż inni, a podobnie jak Twój brat, który zginął w wojnie światowej. Ja tam będę razem z dziadkami modlił się o to, by Wam na tej ziemi powodziło się dobrze. Zostańcie z Bogiem, ja jestem najszczęśliwszy bo odchodzę pierwszy, a tam zobaczymy się wszyscy razem.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus
Pozdrawiam i całuję Was wszystkich po raz ostatni Wasz syn Jan Jeka9”.
Przypisy
- Andrzej Lorbiecki , „Gospoda pod Ropuchą”, Chojniczanin luty 2018r.
- Edmund Kaszuba, „Wojna i okupacja w Chojnicach – Wspomnienie harcerza z lat 1939-1945”. Bydgoszcz 1971r., kserokopia w posiadaniu autora.
- Gospoda „Pod Ropuchą”
- Jak w poprzednim artykule wspominałem z karczmy tej korzystali żołnierze 1bs wracający z placu ćwiczeń z Łukomia.
- Z moich badań historycznych wynika że był to gefrajter Schräder z kompani pomiarowej, który zginął przed zaporą przeciwpancerną, jednak nie rano o 5-tej, jak napisali Niemcy, lecz o godz. 8,40, około 300 metrów w kierunku miasta od powstałego grobu.
- Patrol żołnierzy z 1 bs przy ul. Al. Brzozowa zatrzymał mężczyznę wykładającego znaki dla samolotów wroga. Okazał o się, że jest to syn gospodarza z Zamieścia Roberta Dogsa. Żołnierze z patrolu wykonali egzekucję na dywersancie. Jednym z wykonawców wyroku był podkomendny Jana Jeki, Paweł Olter.
- Winno być Doks
- Klemens Szczepański, W mroku nocy z lat okupacji na ziemi chojnickiej 1939-1945,Chojnice 1986r. str.15
- List Jana Jeki kserokopia archiwum własne autora
Reklama