☐ Feeria wyobraźni Jakuba Kornhausera
Chyba lubi Chojnice, bo był u nas po raz trzeci. I zapowiada, że to nie koniec. Poeta, wykładowca, amator roweru i krzyżówek to u nas promował prapremierowo swój najnowszy tomik.
Najpierw jednak w II LO miał lekcję w ramach cyklu zajęć z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie zachęcał do czytania poezji współczesnej i na przykładzie wierszy Białoszewskiego, Szymborskiej, Bursy, Świetlickiego i Zadury pokazywał, że nie musi być ona na koturnie i wysokim „c”, że bywa zwyczajna, mówiona, podsłuchana, wykorzystuje pospolite i czasami nie do końca poprawne słowa, a przy tym trafia do czytelnika.
Debiut z gwoździem
Jakub jest synem Juliana Kornhausera, wybitnego polskiego poety, który razem z Adamem Zagajewskim w słynnym tomie szkiców krytycznoliterackich „Świat nie przedstawiony” zapowiadał kres starego sposobu opisywania rzeczywistości. Teraz pewnie tata jest dumny z syna, który choć poetą nie chciał być, to jednak nim został… Jak śmieje się Kornhauser junior, pierwszy jego tomik, popełniony w wieku 6 lat, nosił tytuł „Gwóźdź i śruba” i został napisany na maszynie do pisania marki Consul. Ale w liceum Jakub wierszy nie pisał, specjalizował się w pływaniu grzbietem, a jego koleżankami w sportowej szkole były Otylia Jędrzejczak i Agnieszka Radwańska. Wrócił do wierszy na studiach, konkretnie w autobusie Ikarus. Od ręki machnął 40 wierszy. W 2007 r. wydał pierwszy tomik, w 2015 r. za „Drożdżownię” dostał Nagrodę im. Wisławy Szymborskiej, a teraz ukazał się zbiór „Dziewięć dni w ścianie”.
Czysty surrealizm
O nim właśnie 29 marca rozmawiano w Muzeum Janusza Trzebiatowskiego – swobodne i pełne żartów spotkanie poprowadził Marcin Szopiński, polonista z II LO. Będziecie Państwo mieli uciechę, przedzierając się przez ten gąszcz wyobraźni Kornhausera, jeśli sięgniecie po „Dziewięć dni w ścianie”. Bo to czysty surrealizm, zabawa słowem i ekspresja takiej wolności, o jakiej można tylko marzyć. – Każdy ma chęć napisać coś dziwnego – śmiał się Kornhauser. – A ja chcę – tak jak surrealiści – wytrącać z równowagi, z utartych nawyków, zaciekawić, sprawiać niespodzianki.
Pytaliśmy o kuchnię takiego pisania. Nie, nie, nie bierze żadnych dopalaczy, pije tylko zieloną herbatę, a wenę twórczą wspomaga krzyżówkowa pasja, którą zawdzięcza rodzicom. Pewnie odziedziczył po nich coś więcej – ujmującą bezpośredniość w kontaktach. Ci, którzy byli w baszcie na Sukienników, na pewno potwierdzą.
Tekst i fot. Maria Eichler
Reklama