☐ Ks. Franciszek Kamecki o poezji i o Kościele
Na zaproszenie chojnickiego Klubu „Tygodnika Powszechnego” przyjechał 20 maja do Chojnic emerytowany ksiądz Franciszek Kamecki. Najpierw w starym ogólniaku spotkał się z młodzieżą z klas humanistycznych, potem – z chojniczanami.
Ksiądz Kamecki, mimo dość zaawansowanego wieku (za chwilę stuknie mu osiemdziesiątka) i trudności w poruszaniu się, nie tylko chce się nadal spotykać z ludźmi, ale także dzielić z nimi swoimi wierszami i przemyśleniami. Pochodzący z Cekcyna kapłan, niechybnie zostałby stolarzem, tak jak jego tata, gdyby nie to, że przytrafił mu się w młodości wypadek na nartach. – Która by chciała takiego kalekę – śmieje się teraz. – Wybrałem więc sutannę.
Albo poezja, albo nic
Ale nie skończyło się tylko na drodze do Boga, bo oprócz niej pojawiły się wiersze. Gdy unieruchomiony leżał po wypadku w szpitalu, zaczął pożerać książki. Potem pisać. Debiut nastąpił, gdy miał 20 lat, a przyznaje, że łatwo nie było, bo w seminarium takich gryzipiórków nie lubiano. Ale nawiązane kontakty z ludźmi z kręgu „Tygodnika Powszechnego” sprawiły, że ks. Kamecki został także literatem. Jego wiersze i felietony ukazywały się na łamach „Tygodnika” i innych gazet, później w poetyckich almanachach i osobnych tomikach. Choć ks. Kamecki twierdzi, że poezja nie zmienia świata, to jednak człowiekowi i światu poświęca w swoich tekstach wiele uwagi. Nie zalicza swoich wierszy do poezji religijnej. Uważa, że albo to jest poezja, albo nie. Albo pisanie ma jakąś wartość, albo jest grafomanią. Mocno podkreśla, że sztuka musi być wolna, nie można jej nakładać żadnych pęt. I wspomina, jak to kiedyś cenzura czepiała się jego wersu z robotnikami, którzy obalali piwko…
Stajnia Augiasza
Podkreśla, że teraz trudno być i księdzem, i poetą. On na szczęście jest już w trochę innej sytuacji, bo jako emeryt patrzy z boku na to, co się stało z polskim Kościołem, ale to nie znaczy, że nie przeżywa. „Kler” Smarzowskiego zaliczył od razu, film braci Sekielskich też. O tym pierwszym mówi, że to dobra rzecz, że trzyma w napięciu do ostatniej sceny. O dokumencie Sekielskich – że to żaden atak na Kościół, żadna prowokacja czy manipulacja. – Sama prawda tylko – mówi. Mocno kibicuje papieżowi, swojemu imiennikowi, żeby udało się zrobić porządek w Kościele. Jest optymistą – mimo wszystko. Jemu tęczowa Matka Boska nie przeszkadza i nie rani jego uczuć religijnych. – Toż tęcza to jest samo piękno – uśmiecha się. I dodaje, że nawet jeśli odczytywać ją jako symbol LGBT, to przecież Kościół jest dla wszystkich…
Tekst i fot. Maria Eichler
Reklama