☐ Pacjenci doktora Google
Coraz częściej zdarzają się pacjenci (zwłaszcza młodzi), którzy są oczytani w Internecie i „wszystkowiedzący”, a do lekarza przychodzą głównie po skierowanie na określone badania, choć ich dolegliwości takowych często nie wymagają. Podobnie jest w przypadku wizyt u dietetyka – tacy pacjenci oczekują najczęściej rozpowszechnionych w Internecie „cudownych” diet.
W rozmowie z nimi sprawdzam, jak oni rozumieją swoje dolegliwości i problemy. Na ogół nie potrafią mi tego wyjaśnić. Bardzo duże zastrzeżenia budzi zbytnie upraszczanie komunikatów, jakie przedostają się do nich z massmediów (przykład: olej kokosowy jest zdrowy, olej kokosowy jest niezdrowy – cholesterol jest zły, cholesterol nie ma znaczenia) – podczas, gdy w „realu” trudno jest sformułować takie w pełni prawdziwe stwierdzenia.
Pacjenci – przez zmienny „szum informacyjny” – przestają wierzyć w wyniki nowych badań naukowych. Czasami jest to efekt finansowania i organizacji tych badań.
Najczęściej u takich pacjentów spada zaufanie do wyników badań o żywności i żywieniu. Jako dietetyk spotykam się z tym szczególnie często.
Czy często trafiają do mnie pacjenci z postawioną przez siebie diagnozą ?
Bardzo często. Najczęściej po „konsultacji” z dr Google. Kiedyś walczyliśmy ze znachorami, a teraz właśnie z nim. Zresztą, to nie tylko dr Google radzi, ale także … babcie, mamy, koleżanki, etc.
Czy pacjent bez wykształcenia dietetycznego jest dla mnie partnerem do dyskusji ?
Tak, oczywiście. Bardzo dużo zależy od problemu, z którym przychodzi oraz jego wiedzy opartej na doświadczeniu, jakiego ja nabrałam w czasie procesu kształcenia.
Czego można dowiedzieć się z Internetu ?
Wiedza z Internetu nie ma wiele wspólnego z naukową wiedzą medyczną lub dietetyczną. Ta prawdziwa niestety kosztuje, bo nie publikuje się badań za darmo. Za poważną wiedzę się płaci. Ja dla przykładu za prenumeratę kilku poważnych czasopism dietetycznych płacę ok. 900 zł rocznie. Do tego dochodzą jeszcze książki, udział w konferencjach, etc.
Korzystając z rad internetowych można sobie zaszkodzić na dwa sposoby. Po pierwsze: stosując nie te leki (na szczęście większość z nich jest na receptę) lub diety (często tzw. „cudowne”), a po drugie, i chyba ważniejsze: opóźniając właściwe leczenie.
Czy w Internecie znajdujemy coś mądrego odnośnie zdrowego żywienia?
Oczywiście, że tak! Jednak wraz z rozpowszechnieniem różnego rodzaju „cudownych diet” umyka nam fakt, że nie są one naukowo udowodnione. Do tego dochodzą zachęcające komentarze internautów i liczba poleceń. Na Facebooku działają specjalne profile typu Polecam/Nie polecam, gdzie użytkownicy w skali lokalnej szukają informacji i dzielą się swoim doświadczeniem.
Bardzo duże zastrzeżenia budzi też zbytnie upraszczanie komunikatów, jakie przedostają się do mass-mediów. Pacjenci przez zmienny „szum informacyjny” przestają wierzyć w nowe wyniki badań. Ten sposób upraszczania czasami jest wynikiem samego sposobu finansowania i organizacji badań – temat prosty jest bardziej nośny i bardziej działa na wyobraźnię, sami badacze mogą liczyć zaś na większy rozgłos swoich publikacji. Dla polskich internautów Internet stanowi coraz częściej pierwsze źródło informacji na temat zdrowia. Nie bez znaczenia jest szybki dostęp do wiedzy, a co za tym idzie – oszczędność czasu.
Zdecydowanie mniej osób czerpie wiedzę od lekarzy, czy z literatury poradnikowej. Ponadto w momencie pojawienia się problemów zdrowotnych niemal połowa internautów najpierw zagląda do sieci.
O sięgnięciu do Internetu jako źródła informacji o zdrowiu decyduje najczęściej oszczędność czasu oraz szybki i łatwy dostęp do informacji. Nie bez znaczenia jest też wygoda w posługiwaniu się Internetem.
Edukować dzieci czy rodziców ?
Czy wiedza płynąca z Internetu to przekleństwo czy też duża pomoc, zwłaszcza w pracy z dziećmi i ich rodzicami? Zdaniem pediatrów każdy kij ma dwa końce: internetowe informacje mogą przyczyniać się do wzrostu świadomości rodziców, jak tez utrudniać ich współpracę z lekarzem bądź dietetykiem, a tym samym nawet zaszkodzić dziecku.
W mojej praktyce dietetyka zwłaszcza problem nadwagi i otyłości wśród dzieci jest bardzo częsty. Warto wiedzieć, że szczególnie małe dzieci są z natury ciekawe i chętnie słuchają dorosłych. Jednak wprowadzenie u nich nowych nawyków żywieniowych powinno być poprzedzone edukacją żywieniową rodziców, w wyniku której potrafią oni w sposób zrozumiały i ciekawy wyjaśnić dziecku konieczność eliminacji i zasadność wprowadzania danych pokarmów do diety. Ucząc dzieci, jakie korzyści wynikają z prowadzenia zdrowego żywienia, oraz wskazując im, które produkty powinny znaleźć się w ich jadłospisie i dlaczego, zwiększamy szansę zaakceptowania przez nie zmian i ich świadomość żywieniową.
Dzieci i młodzież na ogół nie przywiązują wagi do tego, co i w jaki sposób jedzą. Zamiast dla przykładu wziąć do szkoły kanapki przygotowane w domu, wolą „zapchać żołądek” zapiekanką lub chipsami. Jednak winę za to ponoszą też rodzice, którzy w natłoku obowiązków, będąc ciągle w biegu, wolą dać dziecku pieniądze na np. drożdżówkę i colę – bo tak jest dla nich wygodniej – niż zrobić pociechom np. wartościowe kanapki na drugie śniadanie i włożyć do plecaka wraz z butelką wody mineralnej. Szkoda, że nie uświadamiają sobie iż do prawidłowego rozwoju organizmu i pracy mózgu ich dziecka potrzebna jest m.in. duża ilość witamin i składników mineralnych. Przygotowanie zdrowego i smacznego posiłku dla dziecka i owszem, wymaga trochę wysiłku i pracy, który jednak na pewno się opłaci.
Mam świadomość, że zostawiam Czytelników z wieloma pytaniami. Dlatego zapraszam do poradni.
Sabina Budkiewicz – dietetyk kliniczny Więcej artykułów przeczytasz na stronie www.geminichojnice.pl w zakładce „Twój dietetyk – zdrowie od kuchni”
Reklama