☐ Lanzarote – Wyspa Ognia.
[ngg_images source=”galleries” container_ids=”51″ display_type=”photocrati-nextgen_basic_thumbnails” override_thumbnail_settings=”0″ thumbnail_width=”240″ thumbnail_height=”160″ thumbnail_crop=”1″ images_per_page=”20″ number_of_columns=”0″ ajax_pagination=”0″ show_all_in_lightbox=”0″ use_imagebrowser_effect=”0″ show_slideshow_link=”0″ slideshow_link_text=”[Pokaz zdjęć]” order_by=”sortorder” order_direction=”ASC” returns=”included” maximum_entity_count=”500″]
Archipelag wysp Kanaryjskich leży nieopodal wybrzeży Maroka i ponad tysiąc kilometrów od macierzystej Hiszpanii. W jego skład wchodzi siedem wysp, największe i najpopularniejsze wśród turystów to Teneryfa i Fuerteventura potem Gran Canaria, Lanzarote, La Palma i najmniejsza La Gomera.
Poza głównymi wyspami z wody wystaje jeszcze kilka kamieni ale mają po kilka kilometrów kwadratowych i są w większości niezamieszkałe.
Tym razem jako port docelowy wybraliśmy Lanzarote, wyspę najbardziej wysuniętą na północ w całym archipelagu. Od wybrzeża Afryki dzieli ją jedynie niewiele ponad sto kilometrów. Dzięki temu kilka razy w roku upalne wiatry znad Sahary docierają na wyspę podnosząc temperaturę nawet o dwadzieścia stopni. Gdy w Afryce szaleją piaskowe burze pył i drobny piasek docierają na wyspę i wywołują spore zamieszanie. Widoczność spada do kilkuset metrów a drobinki pustynnego piachu można znaleźć wszędzie, nawet w szczelnie zamkniętych pojemnikach czy butelkach.
Szczęśliwie ominęły nas te przyjemności i po wyjściu z samolotu przywitał nas pogodny i ciepły dzień. Lanzarote, jak i cały archipelag dzięki położeniu posiadają klimat podzwrotnikowy i suchy jednocześnie. Mówi się, że panuje tu ciągła wiosna. Temperatura podczas kalendarzowej zimy nie często spada poniżej 17 stopni a latem średnio utrzymuje się na poziomie 24 stopni. Inną charakterystyczną cechą wysp są wiejące wiatry, faktycznie podczas naszego pobytu ciepły wiatr towarzyszył nam na każdym kroku. Podobno na Fuerteventurze wiatr potrafi dać się we znaki, na Lanzarote jest tylko przyjemnym dodatkiem.
Wyspa nie jest wielka, jej powierzchnia to zaledwie niewiele ponad 800 kilometrów kwadratowych. Można poruszać się po niej transportem publicznym lub np. wynająć samochód tak jak my to zrobiliśmy. Drogi są perfekcyjnie zadbane i praktycznie puste o ile odwiedzamy wyspę w mniej turystycznym okresie.
Pierwszą rzeczą, która rzuciła się nam w oczy był kolor wyspy. Widoczne jest to doskonale już z okien samolotu gdy podchodzi do lądowania. Szaro bure pastele robią dziwne wrażenie i potrzeba chwili by do nich przywyknąć. Lanzarote jak reszta jej kanaryjskich sióstr, powstała dzięki bardzo aktywnym w tych rejonach wulkanom. Gdy pozostałe wyspy ostygły i zazieleniły się, Lanzarote pozostała niespokojna i gorąca. Ostatni wybuch wulkanu miał miejsce zaledwie dwieście lat temu i do dziś zostawił po sobie ślady wściekłości i potęgi natury. Dzięki temu spora część wyspy przypomina krajobraz księżycowy a może dzięki kolorom bardziej marsjański. Na terenie gdzie wciąż widać skutki wybuchu powstał park narodowy Timanfaya. Podczas ostatniej erupcji z ponad 300 kraterów jakie znajdują się na tym terenie wypłynęły miliony ton lawy. Dziś jest już spokojnie ale wystarczy zajrzeć pod ziemię nie dalej niż kilka centymetrów by temperatura podniosła się do stu stopni a po kilku metrach do ponad sześciuset. Pracownicy parku ku uciesze gawiedzi wrzucają do dołów w ziemi suche gałęzie, które natychmiast płoną żywym ogniem, robi to spore wrażenie.
Restauracja znajdująca się na terenie parku sprytnie wykorzystuje gromadzące się pod ziemią ciepło do przygotowywania potraw, nie ma w tym nic dziwnego skoro byle dziura w ziemi może służyć jako działający 24 godziny na dobę grill i do tego nic nie kosztuje. Miejsce to oferuje pieczone na wulkanicznym ruszcie kurczaki, warzywa i ryby. Te ostatnie polecamy szczególnie, smakują wyśmienicie.
Pierwsze dni po przylocie spędziliśmy w stolicy wyspy Arrecife. Jest to największe miasto na wyspie i liczy sobie niewiele ponad pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców. Miasto samo w sobie nie jest wielką atrakcją choć posiada piękny port z wystającą z wody rafą koralową i oczywiście urocze uliczki z mnóstwem restauracji i barów tak typowych dla Hiszpańskich miasteczek. Nieopodal miasta usytuowany jest jedyny na wyspie port lotniczy.
Wędrując po nabrzeżu trafiliśmy na wrakowisko starych łodzi i jachtów, gdzie piękne niegdyś łajby przemierzające dzielnie morza i oceany, leżą dziś wyciągnięte na brzegu jak martwe ciała wielkich ryb, zapomniane i nikomu niepotrzebne. Każda z tych łodzi widziała setki przygód a ludzie na ich pokładach wiedli szczęśliwy żywot wilków morskich na wszystkich możliwych akwenach, tak przynajmniej sobie to wyobraziłem.
Wynajmując auto jesteśmy w stanie w ciągu zaledwie godziny dotrzeć do każdego, nawet najodleglejszego zakątka wyspy. Dzięki temu w zaledwie kilka dni odwiedziliśmy wszystkie dostępne w tym okresie atrakcje.
Największe i najciekawsze z nich zostały stworzone przez Cesara Manrique, który na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych podczas głębokich przemian gospodarczych zrobił wiele by wyspa zachowała swój specyficzny charakter i by nie została zniszczona przez masową turystykę. Cesar był wybitnym architektem i artystą, odcisnął ślad na wielu miejscowych atrakcjach, których był twórcą lub pomysłodawcą. Starał się by krajobraz wyspy nie został niczym zakłócony, dlatego też większość stworzonych przez niego miejsc znajduje się pod ziemią lub w naturalnych zagłębieniach. Na wyspie obowiązuje ścisły zakaz budowy domów ponad wyznaczony limit pięter a ilość pokoi w hotelach jest ściśle określona. Nie wolno również rozwieszać jakichkolwiek reklam a przewody elektryczne i telefoniczne muszą być zakopane w ziemi. Dzięki temu podróżując po wyspie możemy podziwiać jej pierwotne piękno. W roku 1993 Lanzarote została uznana przez UNESCO za Rezerwat Biosfery, po raz pierwszy w historii określono tym mianem cały obszar łącznie z wszystkimi miastami i budynkami.
Miejsca, które trzeba zobaczyć:
– Ogród kaktusów (Jardin de Cactus), położony w wiosce Guatiza. Jest to jedyna miejscowość jaką widzieliśmy na wyspie w całości otoczona zielenią. Pełno tu kaktusów o wielkich, grubych liściach, uprawia się je i dba o nie jak o pola zbóż w naszych rejonach. Nie same rośliny są jednak ważne a niewielkie owady żyjące na ich liściach. Po ich zebraniu i wysuszeniu otrzymujemy wspaniały, naturalny barwnik – karmin, bardzo ceniony w przemyśle kosmetycznym. W samym ogrodzie zgromadzono setki różnych gatunków kaktusów. Ogród ma symbolizować siłę ludzkiej pracy, która potrafi nawet w wulkanicznym pyle stworzyć oazę życia i urodzaju.
– Polawowe jaskinie (Cueva de los Verdes),
– Podziemna grota (Jameos del Agua), z niewielkim jeziorkiem poniżej poziomu morza. Stworzono w niej audytorium na ponad 500 osób, w którym urządzane są koncerty, wystawiane są sztuki teatralne i opery. Miejsce bardzo cenione przez artystów ze względu na doskonałą akustykę. Całą jaskinię i pobliskie groty otacza przepych zieleni a światło odbijające się w całkowicie przejrzystych wodach jeziorka tworzy na czarnych wulkanicznych ścianach jaskini fantastyczne wzory i rysunki.
– Zielone jeziorko (Charco Verde), niewielki zbiornik wody morskiej leżący w otwartym kraterze, swój niezwykły kolor zawdzięcza planktonowi gromadzącemu się na jego powierzchni.
– Mirador del Rio, punkt widokowy na wysokości czterystu metrów w północnej części wyspy. Dla mnie osobiście to jedno z piękniejszych miejsc jakie dotąd widziałem. Roztacza się stąd oszałamiający widok na wyspę La Graciosa, oddzieloną od Lanzarote zatoką El Rio. Jest tam niewielka restauracja gdzie można napić się kawy i coś zjeść.
– La Geiria, obszar chroniony, wykorzystywany pod uprawę słynnych winorośli. Stosuje się tu bardzo nietypowy rodzaj uprawy, każdy krzak sadzony jest oddzielnie w niewielkim zagłębieniu w czarnej jak węgiel ziemi, potem wokół niego buduje się murek z wulkanicznych kamieni, chroni to roślinę przed wiatrem i pomaga zbierać wilgoć z powietrza. Cały teren jak okiem sięgnąć jest ciemny lub szary, dlatego miłą odmianą są białe budynki. Winnice można odwiedzać i zaopatrzyć się w wina i lokalną odmianę rumu, co oczywiście zrobiliśmy.
Wędrowaliśmy po przepięknych i bardzo dziwnych miejscach gdzie krystalicznie czysta, turkusowa woda oblewa czarne plaże. Widzieliśmy karawany wielbłądów przemierzające najodleglejsze zakątki wyspy z nielicznymi o tej porze turystami na garbatych grzbietach. Piliśmy miejscowe wina i jedliśmy lokalne przysmaki doprawiane solą pozyskiwaną na wyspie z wody morskiej. Poznaliśmy wielu ciekawych ludzi od których usłyszeliśmy historie, które niestety muszą jeszcze poczekać by zostać opowiedziane.
Piotr Kiżewski
Więcej na stronie internetowej: https://www.naszeszlaki.pl/
Reklama