☐ Nasze Szlaki w Atenach
[ngg_images source=”galleries” container_ids=”82″ display_type=”photocrati-nextgen_basic_thumbnails” override_thumbnail_settings=”0″ thumbnail_width=”240″ thumbnail_height=”160″ thumbnail_crop=”1″ images_per_page=”20″ number_of_columns=”0″ ajax_pagination=”0″ show_all_in_lightbox=”0″ use_imagebrowser_effect=”0″ show_slideshow_link=”0″ slideshow_link_text=”[Pokaz zdjęć]” order_by=”sortorder” order_direction=”ASC” returns=”included” maximum_entity_count=”500″]
Stolicę Grecji odwiedziliśmy przypadkiem i niespodziewanie, a było to tak. Któregoś wieczoru ja i Magda, siedzieliśmy z butelką wina przy mapie gapiąc się na wielki świat. Był olbrzymi, musieliśmy przestawić stolik by mapa zmieściła się na podłodze naszej niewielkiej biblioteki. Napełniliśmy ponownie kieliszki, wino było chłodne, grzejniki ciepłe, świat na mapie szeleścił zachęcająco, super czas zabrać się za planowanie kolejnej wyprawy. Był wrzesień, padało, więc miejsce które wybierzemy musi być suche i wciąż ciepłe. Magda wspomniała o Hiszpanii ale niedawno byliśmy w Costa del Sol po której opalenizna jeszcze nie zeszła. Może południe Francji, od dawna planujemy połazić po zamkach nad Loarą. Jednak nie, ostatecznie wybór padł na Grecję, a dokładnie Kretę o której pisaliśmy wcześniej w numerze lutowym.
Jak z Krety trafiliśmy do Aten? Dzięki niebywałym zdolnościom menedżerskim Magdy. Kupiliśmy bardzo tanie bilety Bristol – Kreta, powrotne jak to często się zdarza, były wielokrotnie droższe. Zamiast więc wracać bezpośrednio do Bristolu polecieliśmy do Aten na dwa dni. Potem tylko lot do Warszawy gdzie spędziliśmy kolejne dwa dni, no i potem już do domu. Takim to sposobem zwykły wyjazd na Kretę przerodził się w podróż przez Europę, ciekawa przygoda no i zaoszczędziliśmy. Wróćmy jednak do stolicy Greckich Bogów i ich boskich domostw, do których naszego hotelu zaliczyć nie można. Jeżeli pobliski Akropol był rajem pełnym szczęśliwych ludzi, popijających ambrozje, to nasz hotel z pewnością mógłby być częścią mrocznego Hadesu. Dlatego też by uczucie rozpaczy i beznadziei nie ogarnęło nas doszczętnie, zostawiliśmy w pokoju plecaki i czym prędzej wybiegliśmy na miasto, ku słońcu. Pogoda była wspaniała a samo centrum dosłownie o krok. Przemierzaliśmy uliczki starego miasta, uważając by nie zapuszczać się zbyt daleko na obrzeża, gdzie nie było już tak ładnie. Wyszła przy okazji na jaw smutna prawda o Grekach, potrafią być flejowaci i niewiele obchodzi ich otoczenie w którym żyją. Śmieci na ulicach i zagracone ogrody to naturalny widok gdy tylko nieco oddalimy się od centrum, sorry ale w takim miejscu to po prostu rani to do żywego.
Na szczęście nasi gospodarze bardzo dbają o zabytki, rozumiejąc ich wartość. Spacerując malowniczymi uliczkami Aten praktycznie co krok potykamy się o pozostałości dawno przeminionych cywilizacji. Są tam resztki murów z wielkich kamieni, będących niegdyś świątyniami zapomnianych dziś Bogów, są niewielkie kapliczki wykute w miękkich, wapiennych skałach, mijamy potężne kolumny dźwigające dawno temu dachy olbrzymich budynków. A nad wszystkimi tymi cudami, niczym szkielet mitycznego potwora, góruje pradawny Akropol. Nim jednak wdrapaliśmy na świątynną górę, musieliśmy coś zjeść. Oczywiście gyros, a raczej dziwna odmiana gdzie w specjalny chleb zwany „pita” upycha się mięso, warzywa, frytki i wszystko to zalewa sosem, taki grecki „Fast Food” osobiście uwielbiam. Potem jeszcze kawa i pogaduchy z przypadkowo spotkanymi rodakami, których jest w Atenach zaskakująco wielu. Nim wkroczyliśmy do miasta Bogów musieliśmy odstać swoje w kolejce do kas. Nie był to szczyt sezonu więc nie staliśmy bardzo długo, w lipcu czy sierpniu może to trwać nawet kilka godziny! Po przejściu przez bramę czekały nas już tylko przyjemności. Opisanie wszystkich świątyń i budynków zajęło by mi resztę nocy a Wam nie chciało by się tego czytać. Powiem tylko, że najważniejsze świątynie to Partenon, Erechtejon, Apteros, sanktuarium Artemidy Brauronia i Propyleje. Ciekawostką jest, że do budowy świątyń prawie 500 lat p.n.e. użyto kamieni i materiałów z wcześniejszych budowli, pałaców i murów obronnych zniszczonych podczas wojen perskich. Najstarsze odnalezione artefakty liczą sobie ponad trzy tysiące lat, kawał czasu co nie? Przebywanie w tym miejscu to wielkie przeżycie! To niezwykłe znaleźć się tak blisko miejsca skąd ludzkość wyruszyła ku potędze i rozpoczęła budowę świata jaki dziś znamy.
Późnym popołudniem wróciliśmy do ciemnej jaskini na skraju Hadesu by odpocząć. Zjedliśmy obiad, wypiliśmy kawę i gdy zapadł zmrok wyruszyliśmy ponownie ku majaczącym wysoko ruinom. Oczywiście sam Akropol jest zamykany na noc, lecz można popatrzeć na niego z pobliskich wzgórz. My wdrapaliśmy się na wzgórze Aresa. Widok na oświetlone w dole miasto jest nie do opisania, widok na oświetlony Akropol zostanie nam w pamięci na zawsze. Jeżeli będziecie w Atenach, musicie to zobaczyć. Miasto jest gwarne do późnych godzin, można jeść i pić prawie do białego rana. Jest raczej tanio, o ile nie siadamy w restauracjach w samym centrum. Proponuje poszukać knajpek nieco na uboczu, mają przyjemniejszy klimat, jedzenie jest smaczne i niedrogie. W Atenach widać brak pieniędzy, nie jest to aż tak zauważalne jak poza stolicą ale wciąż widoczne. Grecy są bardzo mili i niezwykle pomocni, nie wahajcie się pogadać z ludźmi siedzącymi czy stojącymi obok, często dzięki nim macie szansę trafić w miejsca mniej popularne i bardzo ciekawe.
Następnego dnia szybkie śniadanie, spacer na dworzec gdzie specjalna kolejka zawiozła nas na lotnisko. Po trzech godzinach lotu byliśmy już w Warszawie, a tam… ulewny deszcz i ledwie kilka stopni powyżej zera. My w trampkach i letnich ciuchach, ubaw po pachy, ale to już inna historia.
Piotr Kiżewski
Więcej na stronie internetowej: https://www.naszeszlaki.pl/
Reklama