Zamki, pałace, pot i krew

Im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w boju. Takie powiedzenie wśród wojskowych funkcjonuje od dawien dawna. Jak co roku z Wojtkiem SP2ALT ruszyliśmy na kilkudniową wyprawę radiową w celu aktywowania zamków z listy obiektów programu krótkofalarskiego Zamki w Polsce.

Na siedmiodniowy lipcowy wyjazd znalazło się na liście 40 miejsc do odwiedzenia. Jak zwykle zamki w pełnej krasie, rujnacje i tylko miejsca, gdzie były, bo do dzisiaj nie pozostało po nich śladu. Kierunek – Kotlina Kłodzka. OK, gdzieś tam w głowie zaświtało – Kłodzko, ten taki wystający kawałek Polski na południowym zachodzie, przy granicy z Czechami. Tak między Bogiem a prawdą, terenów
tych nie znałem, nawet przed wyprawą nie spojrzałem na mapę. Może i dobrze? Przynajmniej do końca nie wiedziałem, co mnie czeka, jak Wojtek powiedział, że jeden zamek robimy, ale trzeba na niego wejść. Kilka lat temu robiliśmy coś podobnego w Pieninach i w mojej pamięci pozostało wspomnienie – spoko, da się, tylko trzeba będzie półtorej godzinki się przejść ze sprzętem w plecaku. Nic nie zapowiadało, że się obudzą we mnie mordercze żądze. Ale o tym za chwilę.


Logistyką zawsze zajmuje się Wojtek (miejsca, gdzie będziemy, kolejność ich objeżdżania, plany na poszczególne dni), moja działka to wyżywienie (przygotowanie zapasów, rozpisanie posiłków, co na jaki dzień i przygotowywanie ich w trakcie wyprawy). W tym roku zastosowaliśmy sprawdzoną już taktykę – nocujemy w jednym miejscu i jeździmy tzw. pętelkami. Można to robić w sytuacji, gdy obszar, który penetrujemy, jest niezbyt rozległy. A tutaj tak było. Odległości pomiędzy poszczególnymi obiektami to z reguły kilkanaście minut jazdy samochodem. Zysk jest z tego taki, że nie trzeba się każdego dnia całkowicie pakować i rozpakowywać na każdym noclegu. To znakomicie wydłuża czas porannego spanka… No i w bagażniku zdecydowanie luźniej, przez co łatwiej się wyjmuje klamoty przy każdorazowym rozstawianiu czy rozkładaniu kuchni do przygotowania obiadu.

Czemu ten fragment Polski ma taki, a nie inny kształt, łatwo zrozumieć, patrząc na mapę autorstwa dr. Wojciecha Walczaka. Kolory żółty, czerwony i fioletowy pokazują partie górskie, a to, co między nimi, to położone w dole tereny Kotliny Kłodzkiej. Jak widać, żeby dojechać w wiele miejsc, autko musiało się nieźle wspinać. Trzeba przyznać, że jest co oglądać na ziemi kłodzkiej. Miasteczka urokliwe, mocno zabytkowe i wiele z tych zabytków przetrwało. Żeby opisać choć powierzchownie, co widzieliśmy, potrzeba miejsca tyle co przy materiałach „Chojniczanie w podróży”. Ale warto wybrać się w Kotlinę Kłodzką na kilka dni, załatwić nocleg i zwiedzać. Myślę, że samo Kłodzko to dwa dni niespiesznego łażenia i delektowania się miastem i jego uliczkami, stojącymi przy nich domami i fortem. A gdzie inne miejscowości? Prawdę mówiąc, być tydzień w tym rejonie i jeździć, oglądać, to tak naprawdę nic nie zobaczyć, tak tam ciekawie. Warto w ten rejon wrócić kilka razy.


Wracając do naszej wyprawy. Tytułowe zamki i pałace? Tego tłumaczyć nie trzeba, było ich – dla przypomnienia 40 zamków i 17 pałaców, bo część zamków została na pałace przebudowana lub postawione je obok nich lub w ich miejsce. A pot i krew? Bo to przyciąga czytelnika, jak jest krew w tytule (albo trup). A poza tym było gorąco, trafiliśmy w super pogodę, upały po +/– 30 stopni. Oczywiście lepiej,
że były upały, niż by miało do rana do wieczora padać. Rozkładanie anten w deszczu to żadna przyjemność. Potem ociekając wodą, wsiadać do samochodu i pracować na radiostacji? Nie da się! Może jeszcze gdyby to był wojskowy star 66/266, to tak. Ale jeździmy osobówką. Krew też była, jak się np. komara utłukło. Nie było ich wiele ze względu na temperaturę, ale jacyś desperaci się trafiali. Poza tym miałem mordercze myśli, jak robiliśmy zamek Karpień. To była najbardziej „porywająca” aktywacja, więc muszę o niej wspomnieć. Najpierw Wojtek powiedział – jeden zamek robimy z marszu. Musimy wejść na szczyt Karpiak (782 mn.p.m.), to zajmie półtorej godziny, popracujemy i potem na dół. O 12.40 będziemy już na następnym zamku. Po prostu – łatwizna. W praniu okazało się, że podejście w 2/5 było wdrapywaniem się ostro pod górę, w 3/5 średnio łagodnie i drogą, ale dalej cały czas przed siebie pod górkę i trwało 2,5 godziny. Istny bój bez ćwiczeń! Dobrze, że poprzedniego dnia Wojtek zasugerował, że wyjedziemy pół godziny wcześniej, niż zakładał plan. Jak już wnosiłem te swoje kilogramy
przez 2 godziny i pytałem jak osioł ze Shreka – Daleko jeszcze? to myślałem – Jeszcze 15 minut i go (Wojtka) ubiję. Ostatecznie przeżył, pracę z zamku zaliczyliśmy i zeszliśmy
na dół. O 13 – o dziwo! – w dobrej kondycji ruszaliśmy na cztery kolejne zamki. Oczywiście teraz będę opowiadał: Zamek Karpień na Karpiaku? Byłem tam, łatwizna!


Miejsca mało, pora kończyć tekst o Letniej Wyprawie Zamkowej Chojnickich Krótkofalowców edycja 2022. Dodam tyle, że zrobiliśmy razem prawie 3000 łączności i 2000 km (Chojnice – Kotlina – Chojnice). Tak naprawdę jak zwykle była to fajna zabawa i możliwość zobaczenia – w skali
mikro i w przelocie – kolejnego kawałka Polski. Aaaaa! Była i wisienka na torcie. Kotlina Kłodzka + rzut kamieniem = jesteśmy w Czechach. Tam istnieje coś takiego jak lokalny
ruch graniczny. No i kiedy byliśmy na zamku w Niemojowie, to staliśmy 10 metrów od granicznej rzeki, a 50 metrów od granicznego mostka. Dalej są Bartoszowice – to już w Czechach.
A co sobie będę żałował? Wojtek pracował na radiu, a ja poszedłem do Czechów na piwo…
Piotr Eichler SP2LQP
sp2kfq.pl sp2kfq@gmail.com

przez redakcja

Reklama

pompy ciepła chojnice

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.