☐ Niemiecki samolot nad Lichnowami
Wrzesień i październik to miesiące pamięci narodowej. Z tej okazji warto wspomnieć o mało znanym fakcie zestrzelenia przez polskich żołnierzy niemieckiego samolotu rozpoznawczego w dniu 1 września 1939r. W dniu 1 września 1939 roku tuż po godzinie 5.00 rano z lotniska polowego Scholastikowo (dzisiaj Scholastykowo, gmina Lipka) około 7 kilometrów od Preuss Friedland (dzisiaj Debrzno), do lotu rozpoznawczego nad przygranicznym terenem, wystartował rozpoznawczy niemiecki samolot typu Henkel He 45 z klucza sztabowego, z zastępcą 9 eskadry, oberleutnantem (porucznikiem) Rudolfem Baumannem, jako obserwatorem i pilotem w stopniu gefrejtra (kapral), którego nazwiska nie udało się ustalić.
Już po kilkunastu minutach znalazł się nad terenem Rzeczypospolitej. Po raz pierwszy został zauważony przez ułanów ze szwadronu Kawalerii Dywizyjnej 9 Dywizji Piechoty, w okolicach Kamienia Pomorskiego (dzisiaj Kamień Krajeński) Następnie widoczny był nad Doręgowicami, gdzie według wspomnień mieszkańców miał ostrzelać budynki gospodarcze, po czym skierował się na północ. Nad wsią Lichnowy wykonał okręg zwiadowczy, następnie drugi nad kościołem i skierował się na pozycje obronne 4 szwadronu 18 Pułku Ułanów Pomorskich wspomaganych przez 2 szwadron 11 Dywizjonu Artylerii Konnej. Tak wspomina to wydarzenie dowódca 2 szwadronu 11 DAK kpt. Jan Pasturczak: „Bateria nasza zajęła stanowiska 1 km na wschód od wsi Lichnowy, punkt obserwacyjny znajdował się we wsi, tam również znajdował się punkt obserwacyjny dowódcy pułku, Poleciłem pilnie strzec w dzień i w nocy telefonicznej lini ogniowej i strzelać do każdego, kto dotknie kabla. Plutonowy Szopa postrzelił jednego cywila i łączność nie zawiodła. Pod Chojnicami dowódca dywizjonu 9 pułku artylerii lekkiej nie wydał takiego rozkazu i w decydującej chwili jego dywizjon nie mógł strzelać, gdyż linię ogniową przecięli dywersanci. Około godziny 9.00 nad Lichnowami i stanowiskiem baterii bardzo nisko zaczął krążyć samolot nieprzyjacielski. Ściągam dwa ckm i każę ich dowódcy pchor. Karnkowskiemu pilnować przerw w chmurach i próbować go zestrzelić. Samolot został zestrzelony i spadł 80 m od punktu obserwacyjnego baterii. Pilot został zabity a obserwator ciężko ranny.”
A tak, to samo wydarzenie komentuje niemiecki żołnierz z 7 kompanii 76 Pułku Piechoty Zmotoryzowanej, Arthur Roemer: „W oddali rozpoznajemy przez szybę zestrzelony niemiecki samolot rozpoznawczy. Nasza droga prowadzi bezpośrednio obok. Porucznik idzie z grupą do samolotu i przekazuje na ten czas dowództwo kompanii podporucznikowi Kurzmannowi. Także ja mam szczęście należeć do grupy, którą pozostawił przy sobie porucznik, aby sprawdzić samolot i w miarę możliwości pomóc przebywającym w nim osobom. Obserwator, porucznik, zginął w wyniku zestrzelenia, a pilot kapral został ciężko ranny. Samolot trzeba było całkowicie rozebrać, żeby w ogóle móc jeszcze pomóc załodze. Zegarek Obserwatora zatrzymał się na godzinie7.05, w tym czasie musiało nastąpić zestrzelenie. Nasz porucznik kazał natychmiast opatrzyć rannego i wezwać lekarza. Zabezpieczyliśmy sprzęt i amunicję.”
Istnieje jeszcze jedna relacja w książce Marka Pasturczaka i Jerzego Lelwica „Trzeba ginąć stąd się nie wychodzi, Krojanty 1939-prawdy, mity, legendy.” Na str.82 autorzy piszą: Maszyna leżała 80 metrów od wzgórza, na którym mieścił się punkt obserwacyjny. Kapitan z rot. Godlewskim mimo protestu Pułkownika, który obawiał się eksplozji bomb podbiegli do wraka. W środku był martwy obserwator i ciężko ranny pilot z wgniecioną klatką piersiową, który cicho szeptał „Mutti lufft” .Oficerowie zabrali mapy i dokumenty oraz prowizorycznie opatrzyli rannego […] lotnika przeniesiono do plebanii miejscowego kościoła a kpt. Pasturczak na swojej wizytówce napisał jego dane osobowe, aby jego pobratymcy wiedzieli, kto zacz i mogli udzielić skutecznej pomocy”. Wydaje się, że ta wersja jest najmniej prawdopodobna, gdyż kpt. Pasturczak nic nie wspomina, że był przy samolocie, jak i również nie opisuje faktu przeniesienia pilota do plebanii. Ocenę jednak pozostawiam czytelnikom.
Oberleutnant Rudolf Baumann, został awansowany pośmiertnie do stopnia Hauptmanna (kapitan), był jednym z pierwszych niemieckich oficerów poległych w dniu 1 września 1939 roku. W relacji państwa Staszaków ze wsi Lichnowy, wynika, że pogrzeb był wyjątkowy i bardzo mocno celebrowany przez Niemców, odbywał się w asyście kilku generałów a także wysoko postawionych oficerów.
Został pochowany na Lichnowskim cmentarzu pomiędzy dwoma drzewami, patrząc w kierunku starej szkoły. Nagrobek istniał do roku 1990. Co stało się z nagrobkiem i czy grób został ekshumowany a szczątki zostały przeniesione na zbiorczy cmentarz wojenny w Szczecinie, tego nie udało się ustalić. Na cmentarzu pozostał tylko krzyż z nagrobka, który jest eksponowany w ogrodzonej kwaterze grobu Alberta i Anny Fedtke.
Tekst i zdjęcia Andrzej Lorbiecki
Reklama