☐ List do Jarka Armady.
Jarku – Zasłużony Chojniczaninie!
Pewnie zżymasz się widząc tytuł, który Ci nadałem. Jednak tak naprawdę zrobili to mieszkańcy ziemi chojnickiej. Widziałeś z góry jaka masa osób uczestniczyła w różańcach i Twojej ostatniej ziemskiej drodze? Do tego tysiące modlitw, które były i są wyrazem wdzięczności, za to co zrobiłeś dla nas wszystkich. Przez ostatnie dni wszędzie spotykałem ludzi, którzy mówili o tym jak im pomagałeś. Zresztą zobacz, co o Tobie napisali od serca zaraz po Twojej śmierci na swoich profilach fesjbukowych:
Ola Stasińska, z którą pracowałeś w chojnickim szpitalu:
Żyłeś z nami, płakałeś, cierpiałeś, radowałeś się z nami……
Nigdy Ci kto szlachetny, nie był obojętny.
Dziś nas porzuciłeś, odszedłeś bez pożegnania…
Zostałeś wezwany na inny dyżur….na Górnym oddziale
Michał Piepiórka, uzależniony od chojnickiej piłki tak jak i Ty:
Cały czas uśmiechnięty, wesoły i życzliwie nastawiony do ludzi. […] Osoby, które go znały wiedziały, że można zawsze liczyć na jego pomoc. Telefon odbierał o każdej porze dnia i nocy. Jarek pomógł wielu osobom. Teraz zostanie po nim pustka, którą będzie ciężko wypełnić.
Marcin Synoradzki, z którym w „Red Devils” kontynuowałeś futsalową przygodę rozpoczętą w „Holiday” Chojnice:
z Jarkiem znałem się od „zawsze”, od zawsze działaliśmy razem w piłce […] był przez wiele lat w zarządzie RD osobą odpowiedzialną za sprawy medyczne.
Ile razy pomógł mi prywatnie przy moich kontuzjach, to nie umiem nawet do tylu razy liczyć. Zabiegi, rehabilitacje, opatrunki – Jarek zawsze był „na telefon”, zawsze pomógł – „przyjedź” i wszystko było załatwione.
Jarek, nigdy Ciebie nie zapomnę i tych wszystkich chwil, które przeżywaliśmy razem, tych naszych wspólnych sportowych sukcesów i porażek…
Na antenie Radia „Weekend” Marcin dopowiedział: To jest nieodżałowana strata nie tylko dla mnie, ale dla całego chojnickiego sportu, bo takiego człowieka nigdy wcześniej nie było, myślę, że nigdy już takiego nie będzie, który pomagał przy tak wielu drużynach tak wielu ludziom.
Druga Twoja piłkarska miłość, czyli „Chojniczanka”, tak napisała na swojej stronie internetowej:
Był z naszym klubem zarówno w tych dobrych jak i bardzo trudnych momentach. Na jego nieocenioną pomoc mogliśmy liczyć w każdym momencie, a do tego był dobrym duchem drużyny. Przez te około 20 lat praktycznie nie było domowego meczu Chojniczanki bez jego udziału. Zawsze interesował się losami Klubu i angażował się w jego życie. Był bardzo lubiany przez zawodników, trenerów czy ludzi działających przy klubie. Z uśmiechem na twarzy pomagał rozwiązywać przeróżne problemy. Wszyscy wiedzieliśmy, że możemy liczyć na Jarka o każdej porze.
Powiem Ci szczerze, że zaskoczyło mnie, iż tak wielu osobom pomogłeś w swojej działce medycznej. Wiedziałem, że jest ich sporo, ale nie spodziewałem się takiej ilości. Słyszałem mnóstwo opowieści o tym, ile serca i pomocy okazywałeś ludziom chorym i ich najbliższym. Także wielu pracowników szpitala miało okazję skorzystać z Twojej dobroci…
Znamy się, Jarku, dwadzieścia lat. Trochę przeżyć nas łączy. Pamiętam wspólne przeżywanie sukcesów i porażek „Red Devils”. Kiedy w klubie było krucho z finansami, potrafiłeś spod ziemi wytrzasnąć sponsorów. Byłeś też świetnym mediatorem w trudnych czasami relacjach międzyludzkich w tym sportowym światku.
Utrwaliły mi się w pamięci także nasze rozmowy dotyczące Twojej ratowniczej pracy. Mocno przeżywałeś każdą śmierć pacjenta, a szczególnie nie mogłeś pogodzić się z bezsilnością wobec śmierci dziecka, gdy za późno Was wezwano.
Mogłem, jak wielu, liczyć na Twoją pomoc i sporo z niej skorzystałem. Mam takie uczucie, że w niewielkim stopniu odwzajemniłem dobro, którym mnie obdarzyłeś. Utkwiła mi w pamięci autentyczna Twoja radość, gdy z Jackiem i Jurkiem zrobiliśmy Ci świąteczną niespodziankę, bodajże 11 lat temu, przyjeżdżając z życzeniami na dyżur ratowniczy w Brusach.
Dziękuję Ci, Jarku, za życzliwość, serce, pomoc, pogodę ducha. Właściwie to DZIĘKUJEMY!
Reklama