☐ Robaki na talerzu w Kambodży
Na początek robaki, jest ich w kambodżańskiej kuchni całe mnóstwo. Najpopularniejsze są świerszcze, które w naturze stanowią pokarm jaszczurek i małych ssaków. Na talerze trafiają po usmażeniu w głębokim tłuszczu i z dodatkiem przypraw. Są chrupiące i całkiem smaczne, dla kambodżańskich dzieciaków są jak chipsy.
Prażone skorupiaki są równie chętnie chrupane przez dzieci na ulicach. Ślimaki też nie robią wielkiego wrażenia choć żadne z nas nie odważyło się spróbować olbrzymich muszli pełnych śliskiej masy, gdzieniegdzie jeszcze drgającej. Jakoś chętniej podchodzimy do owoców morza, niż do śliskich mieszkańców muszli znanych z ogrodów.
Jeszcze mniej fajnie wyglądają insekty podobne do karaluchów. Są gotowane lub pieczone i wyglądają jak tłusta masa rojących się robali. Nie pomaga nawet silny zapach przypraw i czosnku, już samo patrzenie jak sprzedawca gmera w takiej wilgotnej kupie gołymi rękoma budzi obrzydzenie.
Była to kolejna rzecz, na którą Madzia nie dała się namówić, 3-0 dla kambodżańskiej kuchni.
Nawet zwykłe, wydawałoby się jedzenie jak drób czy wołowina budzi chwilami popłoch wśród kulinarnych turystów. Tutaj nie wyrzuca się niczego, dzioby, pazury, mózgi, a nawet chrząstki i ścięgna znajdują swoje miejsce w potrawach.
Na rynkach rozsianych po mieście zobaczyć można zwisające z haków podroby wyglądające jak wydarte gołymi rękoma wnętrzności. Język, przełyk, płuca i cała reszta przewodu pokarmowego zwierzaka rozwieszona jest nad straganem, można podejść i odkroić to na co ma się właśnie ochotę.
W innym straganie rozwieszono ryby i zwierzęta wyglądające jak zebrane z autostrady, po tym gdy przez cały dzień rozjeżdżały je koła samochodów. Jak wyjaśnił nam jeden ze sprzedających, przygotowanie towaru właśnie na tym polega, miażdży się takiego kurczaka, rybę czy inne nieduże stworzenie, a potem przyprawia i zostawia na słońcu by wyschło.
Stragan taki nie wygląda jak znany nam rzeźnik, ale raczej jak stoisko z truchłami zwierząt czekającymi na wypchanie. Kilka z nich przypominało koty albo małe psy, ale pewności nie mamy.
Piotr Kizewski
www.naszeszlaki.pl
Reklama