☐ Samorządne osiedla? Tak, ale inaczej!
Wiosenny ciąg zebrań sprawozdawczych w samorządach osiedlowych przebiegał bez większych zgrzytów. Przyszli na nie ci z mieszkańców, którzy najczęściej przychodzą, zgłoszone wnioski były sprawami poruszanymi prawie co roku, a zakres działań zarządów nie przekraczał tych, którymi zajmowały się one już wcześniej… Trochę zawieruchy wywołała tylko absencja burmistrza na wszystkich tych zebraniach i sposób realizacji zadań inwestycyjnych w ramach budżetów
osiedlowo-obywaytelskich. W pierwszym wypadku burmistrz mógł się odwołać do kryterium formalnego i przypomniał, że nie ma obowiązku uczestniczenia w tego rodzaju zebraniach; w drugim zaś, okazało się, że zgłaszane wówczas uwagi stały się zapowiedzią obecnych perturbacji w procesie odbiorów osiedlowych placów zabaw. Od ubiegłego roku działa też przy radzie miejskiej zespół ds. reformy statutów osiedlowych, którego zadaniem jest wypracowanie propozycji modyfikacji nie tylko samych tych aktów, ale i wyraźnie kulejącej formuły dla tej aktywności.
PChS jest zdania, że potrzebujemy sprawniejszego samorządu w osiedlach. Przeszkód w osiągnięciu tego celu jest jednak sporo. I tak ustawa o samorządzie gminnym czyni z zarządu osiedla organ kolegialny, co rozmywa odpowiedzialność i nie zachęca do działania indywidualnego. Praktyka z kolei jest taka, że częstokroć najmniejsze nawet wydatki muszą być poprzedzone zebraniem ogólnym mieszkańców; że i tak wszelkie czynności wykonawcze należą do urzędników ratuszowych; że w zakresie reprezentacji na zewnątrz (nawet wobec dostawców mediów do świetlic osiedlowych!) zarządy nie mają żadnych samodzielnych kompetencji. Jest więc nad czym się zastanowić!
Tymczasem prawidłowo działający samorząd osiedlowy powinien być wyrazem dekoncentracji, czyli przekazywania kompetencji z wyższego szczebla zarządzania
(rady miasta, burmistrza) na niższy (ogólne zebranie mieszkańców, zarząd osiedla). W tym trybie nie wykracza się poza dotychczasową strukturę organizacyjną, pozostając w zgodzie z zasadą pomocniczych względem władz miasta funkcji osiedla. Nadal więc pozostaje ono częścią miasta i podlega miejskim organom, ale korzystałoby z większej samodzielności w zakresie, jakim jej przekazano. Najlepiej uzmysławia to obecny problem z realizacją budżetów osiedlowo-obywatelskich.
Wprawdzie decyzję o celu inwestycyjnym podejmują zebrania mieszkańców osiedla, a nie na przykład rada miejska, ale nie przekazano osiedlom żadnych zadań wykonawczych. Nie można zatem czynić ich odpowiedzialnymi za fakt realizacji celu (np. lodowiska w Śródmieściu) bądź jego braku, gdyż przygotowanie dokumentacji, wybór ofert, kontrola procesu inwestycyjnego itd. pozostały przy kompetencjach burmistrza. Tak więc proponując obecną formułę tych budżetów burmistrz nie uszczuplił swoich uprawnień, a wyłącznie uprawnienia rady miejskiej. Zarządy osiedli nie zyskały więc nic. I ten istotny błąd chcemy poprawić. Wszelkie bowiem zadania wykonawcze powinny być również przekazane osiedlom. Tylko wtedy będzie to naprawdę ich inwestycja, a nie tylko deklaracja z ich strony czy wolą dostać plac zabaw czy ciąg ławek na chodniku…
Innym problemem jest charakter zarządu, który zgodnie ze standardem tworzy grupę osób – bardzo często seniorów – pełniących swoje zadania stricte społecznie. Wypadałoby więc wzmocnić tę grupę o dodatkowy czynnik profesjonalny. Nie mamy wątpliwości, iż gdyby w trakcie zebrania wyborczego zgłoszono do składu zarządu jedną osobę, która zawodowo realizowałaby przypisane jej zadania, mieszkańcy skorzystaliby z takiej szansy. Od dawna mówi się bowiem o tym, że bardzo przydałby się, na każdym osiedlu, ktoś w rodzaju szeryfa. Oczywiście nie powinno być mowy o jakimś kreowaniu etatów. Nie ma takiej potrzeby. Wciąż podtrzymujemy swoje krytyczne stanowisko w sprawie dalszego funkcjonowania u nas straży miejskiej. Uzasadnione byłoby więc swoiste przeniesienie tych osób do bezpośredniej służby w osiedlu, gdzie realizowaliby z jednej strony zadania powierzone przez ratusz (jako jego pracownicy), a z drugiej zadania zlecane przez społeczność osiedla. Ta ostatnia również sprawowałaby nad takimi pracownikami kontrolę, co pozwoliłoby odejść od nikomu niepotrzebnej formacji w służbie burmistrza. Taki szeryf zajmowałby się tym czym zajmują się strażnicy, ale tylko w granicach osiedla, na bieżąco kontrolowałby jego
stan, zgłaszał życzenia mieszkańców, interweniował w sytuacjach kryzysowych. Byłaby to zatem zmiana stricte jakościowa, a nie kolejne przelewanie z pustego w próżne, czyli kolejny pozór reformy, w trakcie której dokonuje się rzekomo wielu zmian, tylko po to, aby niczego nie zmienić!
Mariusz Brunka, Kamil Kaczmarek
Reklama